niedziela, 31 października 2010

Ile jest kultury w Bydgoszczy? część I

Dokładnie tyle, że na stolicę nie starczy. Jak się okazało. Minęło już kilkanaście dni od ogłoszenia werdyktu. Czekaliśmy z utęsknieniem na jakąś sensowną analizę. Na głos jakiś próbujący się zmierzyć z trudną materią przegranej. Na reakcję ratusza, który winien określić, kto jest winnym tej sytuacji. Bo ktoś był za projekt odpowiedzialny. Ktoś napisał ją tak, i zaprezentował, że Bydgoszcz nie znalazła uznania w oczach ekspertów. Analizy nikt nie zrobił. Do winy nikt się nie przyznał. Głosy o naszej przegranej pojawiły się nieliczne oraz pobieżne. Spróbujmy zatem pewnego podsumowania.


Jak do tego doszło? Błąd pierwszy.


Niespodziewanie dla wszystkich, władze Bydgoszczy ogłosiły, że Bydgoszcz będzie starała się o miano Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku. Rozpoczęto cykl konsultacji społecznych dotyczących projektu. "Uspołecznienie" tego procesu decyzyjnego polegało na spotkaniach przedstawicieli, w przeważającej większości, miejskich instytucji kultury. Przedstawicieli kultury obywatelskiej było jak na lekarstwo. No i oczywiście kultura instytucjonalna potwierdziła "intuicje" władz - a cóż innego mogłaby zrobić... A więc uczestnictwo "zwykłych" mieszkańców i mieszkanek Bydgoszczy była na poziomie niezauważalnym dla projektu. 


I tutaj spotykamy się z pierwszym poważnym, kluczowym jak się okazało, błędem. Europejska Stolica Kultury, to nagroda dla miasta, które zaplanowało zmianę cywilizacyjną, polegającą na zmianie sposobu myślenia i działania mieszkańców i mieszkanek. Chodzi o zmianę, dzięki której miasto staje się przestrzenią kreatywną: pełną inspiracji i zachęcająca do aktywności. Droga do takiego miasta wiedzie WYŁĄCZNIE przez udział obywateli i obywatelek w budowaniu tego stanu. Udział, co bardzo ważne, nie wykluczający nikogo. A więc miasto kreatywne, to miasto różnorodne i bardzo "gęste obywatelsko".


A jak projekt zdobycia tytułu zaplanowały władze Bydgoszczy? Zatrudniły kogoś do przygotowania projektu. Udawały uspołecznienie tego projektu - konsultując go właściwie wyłącznie z sobą samymi. Władze poszły drogą antykultury - wykluczyły obywateli. Skutecznie wykluczyły. No i przegrały. 


Nikt bowiem nie uwierzył, że administracja może przekonać mieszkańców do zmiany cywilizacyjnej. Administracja zaś, która w to wierzy, powinna spróbować jakiejś terapii obywatelskiej. Takie terapie najczęściej mają charakter oddolnych ruchów. Bydgoszcz pewnie jeszcze na taki ruch musi poczekać. Ale to nie oznacza, że nie należy o nich mówić. Równolegle zadając pytania.


Pytania, które powinniśmy teraz zadać, są takie:
  1. Kto jest odpowiedzialny za przegraną? 
  2. Ile kosztował budżet miasta ten przegrany wyścig?
  3. Co dalej z osobami, które przygotowały aplikację wartą, zdaniem ekspertów, wyrzucenia do kosza?
Będziemy starali się uzyskać odpowiedzi na te pytania. A już niebawem zapraszamy na kolejną porcję analizy naszej nieudanej drogi do Europejskiej Stolicy Kultury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz